/Gaara/
Od
czasu gdy ukazały się moje zdjęcia, nie miałem chwili dla siebie. Deidara co
chwilę wynajdywał mi nowe sesje i inne pierdoły. Doszło do tego że zostałem
zmuszony do znalezienia sobie menadżera, nawiasem mówiąc nie zrobiłem tego do
dziś. Nie miałem zamiaru marnować na to wymarzonego wolnego dnia. Wieczorem
miał do mnie wpaść Nagato i jak za starych nudnych czasów mieliśmy się po
prostu napić piwa. Spojrzałem na zegar i uśmiechnąłem się delikatnie. Do
umówionego spotkania zostały zaledwie dwie godziny. Włączyłem telewizor i
rozłożyłem się na kanapie. Usłyszałem pukanie do drzwi, podszedłem do nich
zastanawiając się kogo licho niesie.
-Co
Ty tu robisz?! – mój dobry humor prysnął jak za sprawą dotknięcia magicznej
różdżki gdy zobaczyłem mojego brata.
-Gaara,
porozmawiajmy – staliśmy w progu, a ja nie miałem zamiaru tego zmieniać, co jak
co ale z nim nie mam ochoty rozmawiać. – wpuść mnie – prychnąłem pod nosem ale
wpuściłem Kankuro do środka.
-Czego
chcesz? – spytałem nawet nie siląc się ukryć mojej złości.
-Mówiłem
już, porozmawiać – był nadzwyczaj spokojny i miły. Prychnąłem pod nosem, nie
mam zamiaru bawić się w ich gierki.
-Mów
o co chodzi i spadaj – warknąłem i usiadłem na krześle, Kankuro usiadł
naprzeciw.
-Wiem,
że nie byłem i nie jestem dobrym bratem ale…
-Oh,
daruj sobie te słodkie słówka – przerwałem mu, nie mogąc słuchać tych bredni,
dla mnie ten temat jest już dawno zamknięty.
-Gaara,
posłuchaj – spojrzał na mnie błagalnie ale miałem to już głęboko w dupie. Za
bardzo mnie bolało żeby do tego wracać. Mógł mi pomóc jak miałem pięć lat, a
nie teraz.
-Nie.
Jeśli to wszystko to wyjdź. – wskazałem mu gestem drzwi, powiedział jeszcze
tylko przepraszam i wyszedł. A ja zostałem sam w mieszkaniu mając ochotę coś
rozwalić. Po cholerę on przyszedł.
Z
braku pomysłu na lepsze zajęcie usiadłem przed telewizorem ale durne programy
dodatkowo mnie rozzłościły. Wyłączyłem telewizor i zamknąłem oczy starając się
uspokoić. Zajrzałem do szafek, które świeciły pustkami. Wpadłem na genialny pomysł
by kupić jakieś chipsy. Spojrzałem na zegar, miałem jeszcze godzinę więc
złapałem za portfel i wyszedłem z mieszkania. Poszedłem do najbliższego
marketu, dokładnie tego samego , w którym poznałem Deidare. Na moje szczęście
tym razem nie spotkałem trzepniętego blondyna więc w spokoju kupiłem parę
paczek chipsów.
Wracając
do mieszkania spotkałem na klatce Paina.
-Nie
miałeś być ciut później? – zdziwiłem nieco widząc chłopaka.
-Oj
tam, co tam masz dobrego? – wścibsko zajrzał mi do reklamówki, zaśmiałem się
widząc jego zachowanie. Jak z dzieckiem.
-Chodź
już debilu – uśmiechnąłem się delikatnie, maszerowaliśmy po schodach
szturchając i popychając się co chwilę. W końcu ze śmiechem weszliśmy do
mieszkania.
Siedzieliśmy
przed telewizorem pijąc piwo i jedząc chipsy. Wspominaliśmy różne sytuacje ze
szkoły. Śmialiśmy się co chwilę, aż miałem wrażenie że zaraz pęknę.
-Szukam
menadżera – zacząłem całkiem poważnie dla odmiany.
-To
chyba nie jest takie trudne – Pain zaśmiał się słysząc rozpacz w moim głosie.
-Zdziwiłbyś
się – odparłem po chwili. To naprawdę nie było proste, przynajmniej dla mnie.
-Zapytaj
może Deidary albo kogoś- podsunął mi rudy.
-Jesteś
genialny, dzięki stary – w odpowiedzi poczochrał mi włosy, na co ja zrobiłem oburzoną
minę a po chwili obaj śmialiśmy się do bólu brzucha.
/Dwa dni później/
Dzisiejsza
sesja właśnie dobiegła końca, korzystając z okazji zajrzałem do biura Deidary,
otwarłem oczy szerzej widząc jak blondyn całuje się z Sasorim siedząc mu na
kolanach. Stałem jak słup soli nie mogąc się ruszyć. Deidara odwrócił się i
spojrzał na mnie a ja zarumieniłem się pod kolor włosów.
-Ja,
lepiej jak pójdę - mruknąłem pod nosem, czując się naprawdę niepewnie.
-Spokojnie,
mów o co chodzi - blondyn jak zwykle uśmiechnął się szeroko. Wziąłem głęboki
oddech.
-Pamiętasz
jak mówiłeś żebym poszukał menadżera? - przytaknął więc mówiłem dalej - nie mam
pojęcia jak się za to zabrać, nie znam się na tym. - Blondyn zachichotał pod
nosem.
-Znam
kogoś kto by się nadał. Mogę was umówić na spotkanie - jego głos jak zwykle był
spokojny i przyjemny dla ucha.
-Byłbym
wdzięczny - odpowiedziałem szczerze, coś mi podpowiadało że mogę ufać Deidarze,
przynajmniej w kwestiach zawodowych.
-Dei
się do Ciebie odezwie a teraz spadaj młody - tym razem odezwał się Sasori,
pożegnałem i grzecznie wyszedłem.
Ledwo
zdążyłem dojechać do mieszkania i usiąść na kanapie gdy Deidara zadzwonił do
mnie podając mi miejsce i datę spotkania. Byłem zdziwiony że blondyn umówił
mnie na jutro. Spojrzałem na karteczce , na której zapisałem nazwisko być może
mojego przyszłego menadżera.
Uchiha
Itachi
Obracałem
karteczkę w dłoni, zastanawiając się nad tym nazwiskiem, miałem wrażenie że
skądś je znam. Miałem dziwne wrażenie że ten cały Uchiha wywróci moje całe
życie o 180 stopni. Tylko nie bardzo wiem czy na pewno chce kolejnych zmian.
,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz