wtorek, 7 stycznia 2014

Samotny . IV




/Gaara/


Od czasu gdy ukazały się moje zdjęcia, nie miałem chwili dla siebie. Deidara co chwilę wynajdywał mi nowe sesje i inne pierdoły. Doszło do tego że zostałem zmuszony do znalezienia sobie menadżera, nawiasem mówiąc nie zrobiłem tego do dziś. Nie miałem zamiaru marnować na to wymarzonego wolnego dnia. Wieczorem miał do mnie wpaść Nagato i jak za starych nudnych czasów mieliśmy się po prostu napić piwa. Spojrzałem na zegar i uśmiechnąłem się delikatnie. Do umówionego spotkania zostały zaledwie dwie godziny. Włączyłem telewizor i rozłożyłem się na kanapie. Usłyszałem pukanie do drzwi, podszedłem do nich zastanawiając się kogo licho niesie.


-Co Ty tu robisz?! – mój dobry humor prysnął jak za sprawą dotknięcia magicznej różdżki gdy zobaczyłem mojego brata.
-Gaara, porozmawiajmy – staliśmy w progu, a ja nie miałem zamiaru tego zmieniać, co jak co ale z nim nie mam ochoty rozmawiać. – wpuść mnie – prychnąłem pod nosem ale wpuściłem Kankuro do środka.
-Czego chcesz? – spytałem nawet nie siląc się ukryć mojej złości.
-Mówiłem już, porozmawiać – był nadzwyczaj spokojny i miły. Prychnąłem pod nosem, nie mam zamiaru bawić się w ich gierki.
-Mów o co chodzi i spadaj – warknąłem i usiadłem na krześle, Kankuro usiadł naprzeciw.
-Wiem, że nie byłem i nie jestem dobrym bratem ale…
-Oh, daruj sobie te słodkie słówka – przerwałem mu, nie mogąc słuchać tych bredni, dla mnie ten temat jest już dawno zamknięty.
-Gaara, posłuchaj – spojrzał na mnie błagalnie ale miałem to już głęboko w dupie. Za bardzo mnie bolało żeby do tego wracać. Mógł mi pomóc jak miałem pięć lat, a nie teraz.
-Nie. Jeśli to wszystko to wyjdź. – wskazałem mu gestem drzwi, powiedział jeszcze tylko przepraszam i wyszedł. A ja zostałem sam w mieszkaniu mając ochotę coś rozwalić. Po cholerę on przyszedł.

Z braku pomysłu na lepsze zajęcie usiadłem przed telewizorem ale durne programy dodatkowo mnie rozzłościły. Wyłączyłem telewizor i zamknąłem oczy starając się uspokoić. Zajrzałem do szafek, które świeciły pustkami. Wpadłem na genialny pomysł by kupić jakieś chipsy. Spojrzałem na zegar, miałem jeszcze godzinę więc złapałem za portfel i wyszedłem z mieszkania. Poszedłem do najbliższego marketu, dokładnie tego samego , w którym poznałem Deidare. Na moje szczęście tym razem nie spotkałem trzepniętego blondyna więc w spokoju kupiłem parę paczek chipsów.


Wracając do mieszkania spotkałem na klatce Paina.
-Nie miałeś być ciut później? – zdziwiłem nieco widząc chłopaka.
-Oj tam, co tam masz dobrego? – wścibsko zajrzał mi do reklamówki, zaśmiałem się widząc jego zachowanie. Jak z dzieckiem.
-Chodź już debilu – uśmiechnąłem się delikatnie, maszerowaliśmy po schodach szturchając i popychając się co chwilę. W końcu ze śmiechem weszliśmy do mieszkania.

Siedzieliśmy przed telewizorem pijąc piwo i jedząc chipsy. Wspominaliśmy różne sytuacje ze szkoły. Śmialiśmy się co chwilę, aż miałem wrażenie że zaraz pęknę.
-Szukam menadżera – zacząłem całkiem poważnie dla odmiany.
-To chyba nie jest takie trudne – Pain zaśmiał się słysząc rozpacz w moim głosie.
-Zdziwiłbyś się – odparłem po chwili. To naprawdę nie było proste, przynajmniej dla mnie.
-Zapytaj może Deidary albo kogoś- podsunął mi rudy.
-Jesteś genialny, dzięki stary – w odpowiedzi poczochrał mi włosy, na co ja zrobiłem oburzoną minę a po chwili obaj śmialiśmy się do bólu brzucha.


/Dwa dni później/

Dzisiejsza sesja właśnie dobiegła końca, korzystając z okazji zajrzałem do biura Deidary, otwarłem oczy szerzej widząc jak blondyn całuje się z Sasorim siedząc mu na kolanach. Stałem jak słup soli nie mogąc się ruszyć. Deidara odwrócił się i spojrzał na mnie a ja zarumieniłem się pod kolor włosów.

-Ja, lepiej jak pójdę - mruknąłem pod nosem, czując się naprawdę niepewnie.
-Spokojnie, mów o co chodzi - blondyn jak zwykle uśmiechnął się szeroko. Wziąłem głęboki oddech.
-Pamiętasz jak mówiłeś żebym poszukał menadżera? - przytaknął więc mówiłem dalej - nie mam pojęcia jak się za to zabrać, nie znam się na tym. - Blondyn zachichotał pod nosem.
-Znam kogoś kto by się nadał. Mogę was umówić na spotkanie - jego głos jak zwykle był spokojny i przyjemny dla ucha.
-Byłbym wdzięczny - odpowiedziałem szczerze, coś mi podpowiadało że mogę ufać Deidarze, przynajmniej w kwestiach zawodowych.
-Dei się do Ciebie odezwie a teraz spadaj młody - tym razem odezwał się Sasori, pożegnałem i grzecznie wyszedłem.

Ledwo zdążyłem dojechać do mieszkania i usiąść na kanapie gdy Deidara zadzwonił do mnie podając mi miejsce i datę spotkania. Byłem zdziwiony że blondyn umówił mnie na jutro. Spojrzałem na karteczce , na której zapisałem nazwisko być może mojego przyszłego menadżera.

Uchiha Itachi


Obracałem karteczkę w dłoni, zastanawiając się nad tym nazwiskiem, miałem wrażenie że skądś je znam. Miałem dziwne wrażenie że ten cały Uchiha wywróci moje całe życie o 180 stopni. Tylko nie bardzo wiem czy na pewno chce kolejnych zmian.




,

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz